Zatrzymać dewastację

Mamy już kolejny sygnał w sprawie dewastacji i zaśmiecania okolicznych lasów, otulających Dąbrowę i Karwiny
Ci mieszkańcy dzielnicy, którzy w któryś ze świątecznych dni wybrali się na spacer po okolicznych lasach, mogli poczuć się zawiedzeni. Zamiast krajobrazu nieskażonego cywilizacją, mieli możliwość natknąć na… dzikie wysypiska śmieci.
Pod szczególną ochroną
Okoliczne lasy to popularny cel rodzinnych wycieczek i niedzielnych spacerów. Mieszkańcy szukają cichych i czystych zakątków, z dala od miejskiego zgiełku. Niestety, amatorzy takiego wypoczynku mogą się natknąć na przykre niespodzianki. Tuż przy jednej z leśnych dróżek, nieopodal położonej pomiędzy drzewami sadzawki, wznosiła się sterta śmieci. Ktoś w tym malowniczym miejscu urządził „na dziko” wysypisko. Wśród zieleni piętrzyły się plastikowe worki, wypełnione po brzegi odpadami.
– To skandal! – uważa nasza Czytelniczka. – Jak można w środku lasu po prostu zrobić składowisko odpadów? Czy sprawcy takiego działania pozostają bezkarni? Kompleksy leśne nie mogą wyglądać jak jeden wielki śmietnik. Może przydałyby się inspekcje okolicznych domów, by sprawdzić, kto ma podpisaną umowę na wywóz śmieci?
Tymczasem te lasy mają specyficzny status i nie tylko nie można tam śmiecić, ale także poruszać się samochodem poza wyznaczonymi do tego drogami. Jest to bowiem tzw. otulina parku krajobrazowego, czyli teren podlegający szczególnej ochronie. Teoretycznie, ludzie nie powinni w ogóle wjeżdżać na teren lasu, gdyż obowiązuje tam zakaz ruchu drogowego. Problemem jest jednak egzekwowanie przepisów, a raczej brak takiej możliwości.
Kto jest temu winien?
Wiadomo, że dzikich wysypisk nie robią mieszkańcy budynków wielorodzinnych, bo oni mają zabudowy śmietnikowe. Podejrzenie pada na lokatorów domków jednorodzinnych. Ci, którzy nie chcą być poznani przez sąsiadów, zamiast podrzucić worki do spółdzielczych lub wspólnotowych altanek, wolą wywieźć je do lasu. Jakby tego było mało widać, że niektóre leśne zakątki upodobali sobie amatorzy tanich trunków, którzy piją tu wina i zostawiają butelki oraz inne odpadki. Co mogą w takim przypadku zrobić strażnicy miejscy? Na pewno warto ich powiadomić o problemie. Wówczas funkcjonariusze próbują bowiem ustalić, kto jest winien całej sytuacji.
Urządzanie nielegalnych składowisk śmieci jest bowiem złamaniem obowiązujących przepisów i podlega karze. Sprawa wygląda najprościej, jeśli winnego uda się złapać na gorącym uczynku (lub choćby zapamiętać numery rejestracyjne, jeśli korzysta z samochodu). Strażnicy szybko ustalają tożsamość delikwenta i wzywają go do usunięcia śmietniska. Jeżeli nie wiadomo, kto podrzuca odpadki w dane miejsce, procedury mogą się przedłużyć. Jednak strażnicy i tak mogą zlecić usunięcie wysypiska i obarczyć kosztami winnego, gdy ten wreszcie się znajdzie. Oddzielnym problemem jest picie „pod chmurką”. Ten czyn jest kwalifikowany jako spożywanie alkoholu w miejscu publicznym i zazwyczaj winni są karani mandatami.
Na gorącym uczynku
Jeżeli straż miejska złapie ich na gorącym uczynku, może ukarać wysokim mandatem. Problem polega jednak na tym, że las to miejsce odludne i patrole strażników miejskich raczej rzadko tu zaglądają. Pełne ręce roboty mają za to strażnicy leśni, którzy w miarę możliwości usuwają nielegalne wysypiska. Strażników leśnych w całym nadleśnictwie jest jednak niewielu, bo zaledwie kilku.
(dekor)