Malec załatwił się do kubeczka…
Szokujące informacje przynosi portal trójmiasto.pl. Według niego placówka Banku PKO BP znajdująca się w Pasażu Chełmskim nie zgodziła się, aby 3-letni malec mógł pilnie skorzystać z toalety. Matka podała więc dziecku kubeczek, do którego wysikał się wprost przy stanowisku obsługi klienta. Na Facebooku zrobiło się gorąco…
Do tego zdarzenia, jak informuje portal, doszło 14 listopada po godz. 17. Wtedy pani Małgorzata z trzyletnim synkiem udała się do placówki PKO BP w Pasażu Chełmskim . Do stanowiska czekało kilka osób, więc usiadła zajmując miejsce w kolejce. Syn w tym czasie zajął się zabawkami, które znajdowały się w placówce. Dzielnie i grzecznie wytrzymał ok. 40 minut oczekiwania.
– Kiedy przyszła nasza kolej, okazało się, że naszą sprawą zajmuje się pani w sąsiednim okienku, więc musieliśmy zaczekać kolejnych kilka minut – napisała kobieta. – Mój synek nadal dzielnie dawał radę. W sumie minęła już godzina, jednak w końcu zostaliśmy poproszeni przez pracownika obsługi. Niestety, dała o sobie znać złośliwość rzeczy martwych – system nie chciał współpracować, operacja zaczęła się przedłużać, aż w pewnym momencie synek, tupiąc nóżkami, woła „siusiu”. Pani, która nas obsługiwała, zwróciła się z zapytaniem do dyrektor placówki o możliwość udostępnienia nam toalety, jednak otrzymała odpowiedź odmowną – dyrektorka tłumaczyła się tym, że bank obowiązują procedury, a toaleta nie jest dla klientów. W związku z takim rozwojem spraw ubrałam dziecko i udałam się do wyjścia, bo potrzeba nagli. Okazało się jednak, że jeśli wyjdziemy, to nie wrócimy, ponieważ po godz. 18 pani dyrektor nie ma możliwości, aby wpuścić klienta z powrotem. Kolejna „procedura”?
O udostępnienie toalety kobieta prosiła kilkakrotnie, ale pani dyrektor albo milczała, albo tłumaczyła się procedurami. Ostatecznie chłopczyk nasiusiał do kubeczka przy stanowisku obsługi klienta. Po powrocie do domu pani Małgorzata miała mętlik w głowie, bo z jednej strony aż ją trzęsło, a z drugiej bank – poważna instytucja, zabezpieczenia, pieniądze, kamery, alarmy… Tylko, że ona jest w końcu klientem tego banku i czy w takim razie nie należała się jej pomoc w tak nagłej, nieprzewidzianej sytuacji? Czy procedury banków są tak sztywne, że pieniądze powinna trzymać w skarpecie, bo wracając z pracy (jak każdy przeciętny rodzic), po godz. 16 nie ma szans na załatwienie formalności w banku razem z dzieckiem?
O skandalu aż rozgrzał się Facebook. Zareagowała centrala banku.
– Opisana sytuacja w żaden sposób nie mieści się w naszym standardzie obsługi klienta. Jest nam szczególnie przykro z powodu tego wyjątkowego zdarzenia, ponieważ jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że w naszych oddziałach przebywają najmłodsi. Mamy ofertę do nich skierowaną i zawsze chętnie widzimy dzieci w naszych placówkach. Po otrzymaniu zgłoszenia niezwłocznie skontaktowaliśmy się z oddziałem w Gdańsku, by wyjaśnić sytuację. Od tego momentu jesteśmy w kontakcie nie tylko z jego pracownikami, ale także z naszym Biurem Jakości. Panią Małgorzatę i jej syna przeprosił dyrektor w Regionalnym Oddziale Detalicznym w Gdyni.
Niesmak jednak po tym, nazwijmy to wprost, skandalu, pozostał. Gdy bowiem dostrzega się tylko procedury, traci się zdrowy rozsądek! Jak to mawiał w dawnym serialu „Szpital na peryferiach” filmowy doktor Sztrosmajer, „Gdyby głupota mogła się unosić”, to zapewne pani dyrektor placówki chełmskiej „latałaby jak gołębica”…
(tg)