Nadal utrzymuje stołek wiceprezesa

talaśka

talaśka
Mieszkańcy uważają, że na tym walnym było bezprawie… Fot. t

Walnemu Zgromadzeniu na Morenie od początku towarzyszyła nerwowa atmosfera i jak mówią niezadowoleni mieszkańcy – niesłychana arogancja zarządu oraz wspierających go osób. Obecni na zebraniu członkowie twierdzą, że elektroniczny system głosowania, przy pomocy terminali, zamiast uprościć procedurę głosowań i zapewnić rzetelne wyniki, wprowadził chaos i jeszcze większe wątpliwości co do prawidłowości podawanych wyników.
Już przebieg pierwszego głosowania – nad wyborem przewodniczącego zebrania – wywołał lawinę protestów. Zgłoszono dwie kandydatury: przewodniczący RN Lechoń Całuń zgłosił członka tejże rady, Kazimierza Kamińskiego. Z sali zgłoszono kandydaturę Danieli Szynszeckiej. Zarządzając głosowanie nad kandydatami Całuń powiedział: „głosujemy dwa razy za”. Na sali zapanował chaos i konsternacja, ponieważ polecenie przewodniczącego rady było niezgodne z instrukcją jaką każdy otrzymał przy odbiorze terminala do głosowania i wcześniejszą próbną nauką głosowania. W efekcie część uczestników zagłosowała zgodnie z otrzymaną instrukcją, część zgodnie z zaleceniem przewodniczącego, a część zdezorientowana nie głosowała w ogóle. W ogólnym zamieszaniu udało się przepchnąć na funkcję przewodniczącego zgromadzenia kandydata zarządu i Rady Nadzorczej.
Ten wybór miał fatalne skutki dla dalszego przebiegu całego zgromadzenia, ponieważ Kazimierz Kamiński w roli prowadzącego nie wykazał się ani umiejętnościami, ani błyskotliwością, ani znajomością prawa spółdzielczego. Zebranie prowadził – niczym zaprogramowany manekin – ściśle wg przygotowanej mu kartki z rozpiską kolejności i konkretnymi kwestiami do wypowiedzenia.
Jakby tego było mało prowadzącego charakteryzowała fatalna dykcja, w efekcie także niezrozumiała mowa, co w połączeniu ze złą akustyką sali potęgowało rozgardiasz. Członkowie nie rozumieli co mówi przewodniczący walnego i w efekcie nie wiedzieli, czego dotyczą głosowania.
Słaba słyszalność, nieudolne prowadzenie i sprzeczne komunikaty co do zasad głosowania sprawiły, że wiele starszych osób było zdezorientowanych i w dobrej wierze źle naciskały przyciski na terminalu do głosowania.
Porządek obrad nie został poddany pod głosowanie, zatem procedowany stał się porządek przygotowany przez Zarząd. W czasie obrad zgłaszano protesty, że zarząd nie umieścił w porządku obrad wszystkich uchwał jakie członkowie zgłaszali zgodnie ze swoim uprawnieniem.
Wszelkie zgłaszane przez członków uwagi w kwestiach organizacyjnych były ignorowane przez zarząd. A w toku procedowania poszczególnych punktów programu bezprawnie pozbawiono członków możliwości merytorycznej dyskusji. O zabraniu głosu przez mikrofon mogli tylko pomarzyć. O tym, kto może mówić, decydował kierownik działu samorządowego spółdzielni Roman Jastrzębowski, który według obecnych na zebraniu dał popis „wyjątkowej bezczelności”.
– A rola w jakiej występował na zebraniu nie jest jasna, ponieważ wydawało się że należy do technicznej obsługi zebrania, a jednocześnie twierdził, że jest członkiem spółdzielni, gdyż w 2016 roku nabył mieszkanie od spółdzielni, choć nikt nie słyszał o wygranym przetargu – mówi mieszkanka.
Wiele osób w proteście, nie godząc się na „dyktat” zarządu i pracownika ciągle wyłączającego mikrofon, brak dobrej akustyki na sali obrad i sprzeczne komunikaty, odmówiło korzystania z terminali do głosowania. Znaczna część członków wkrótce po rozpoczęciu opuściła Walne Zgromadzenie. Starsze osoby wychodziły, bo taki bałagan nie był zgodny z ich wyobrażeniem o przebiegu zgromadzenia, będącego najwyższą władzą w spółdzielni. Opuszczając posiedzenie mówili: mamy dość kpin w żywe oczy, lekceważenia i łamania prawa. Oni przyszli żeby coś zmienić ale nie byli, jak podkreślają, przygotowani na arogancję i poniżanie.
Burzliwy początek zebrania spowodował, że zaczęto zbierać podpisy pod tekstem protestu: „My, niżej podpisani członkowie LWSM „Morena” stwierdzamy, że na Walnym Zgromadzeniu odbywającym się w dniu dzisiejszym od początku łamane są wszelkie zasady demokratyczne i zasady współżycia społecznego. Na ten fakt zwracano uwagę osobie, która zasiadła w Prezydium, jednak kończyło się to wyłączeniem mikrofonu. W związku z tym wnioskujemy o uznanie tego Walnego Zgromadzenia za nieważne”.
Zebrano około 100 podpisów, wśród tych którzy mimo wszystko zdecydowali się pozostać na Sali i nie opuścili zgromadzenia.
Należy zauważyć, że pod protestem nie podpisali się pracownicy spółdzielni wraz z małżonkami i krewnymi, no i oczywiście emeryci skupieni w Klubie Seniora przy Centrum Kultury im JP II.
– Ci zacni, że względu na wiek, członkowie naszej spółdzielni Morena swoje poparcie dla zarządu zapewniają za drobne gratyfikacje w postaci wyjazdów, wycieczek czy spotkania na terenie stanicy harcerskiej z zarządem i członkami Rady Nadzorczej – dodaje mieszkanka osiedla.
Kolejne świadczenia seniorów mieli sfinansować wszyscy członkowie spółdzielni, ponieważ do porządku obrad Walnego Zgromadzenia zarząd wpisał projekt uchwały utworzenia funduszu działalności społecznej w wysokości 2 gr/m2 powierzchni mieszkania, z przeznaczeniem na pomoc finansową i materialną dla osób starszych oraz na wsparcie działalności stowarzyszeń emeryckich.
Walne Zgromadzenie nie udzieliło absolutorium za 2016 rok obu członkom Zarządu. Aleksander Nowaczek za 29, przeciw 182, wstrzymało się od głosowania 7 członków, Henryk Talaśka za 113, przeciw 101, wstrzymało się 6 osób.
O ile w przypadku byłego już prezesa nieudzielenie mu absolutorium było tylko formalnością, to w przypadku wiceprezesa brak absolutorium otwierał drogę do usunięcia także jego, jako współwinnego nieprawidłowości w spółdzielni. Stefan Sokołowski zgłosił wniosek o przeprowadzenie głosowania i odwołanie członka zarządu Henryka Talaśki. W uzasadnieniu wniosku podano, że nie uzyskał absolutorium z wykonania budżetu i planu finansowego spółdzielni, w trakcie pełnienia funkcji członka zarządu utrudniał dostępu do faktur i umów zawieranych przez spółdzielnię z osobami trzecimi, a ponadto podpisał w imieniu i za spółdzielnię niekorzystne dla niej umowy na długoletnie dzierżawy gruntów, będących w wieczystym użytkowaniu spółdzielni wraz z przeniesieniem prawa wieczystego użytkowania gruntu bez zgody Walnego Zgromadzenia oraz dopuścił do przekroczenia planowanych wydatków na remonty ze środków funduszu remontowego i dociepleń tworzonych w tym celu przez spółdzielnię.
Wniosek ten wywołał widoczny popłoch w szeregach osób zbliżonych do zarządu. O skali nerwowości i niepokoju po stronie zwolenników wiceprezesa bez absolutorium świadczył incydent, gdy pracownik spółdzielni z furią zatrzasnął wnioskodawcy – Stefanowi Sokołowskiemu – drzwi przed nosem do pomieszczenia technicznego, gdy ten chciał otrzymać potwierdzenie złożenia wniosku. Wszyscy obecni na sali widzieli, jak drzwi uderzyły wnioskodawcę i jego żonę. Ta akcja wywołała powszechne oburzenie, ale winny nie zamierzał nawet przeprosić.
Ostatecznie Talaśce bez absolutorium udało się utrzymać stołek wiceprezesa dzięki głosom pracowników, którzy wraz z rodzinami są członkami spółdzielni i na walnym mają prawo głosu. Nazywani są potocznie armią zaciężną zarządu i Rady Nadzorczej, głosują zgodnie z dyscypliną, jak w wojsku „z wydanym rozkazem się nie dyskutuje, rozkazy się wykonuje”. Jak jakiś niedobitek z grupy armijnej zgubi się na moment w natłoku głosowań (zawsze głosowania w słusznej sprawie odbywają się około północy lub tuż po) to pada rozkaz „patrz w prawo”, a tam stoi wyznaczony dowódca dający znak jak sygnalista w Marynarce Wojennej. Wtajemniczeni twierdzą, że zarząd potrafi dyscyplinę docenić premią.
Zgromadzenie trwało około 10 godzin. Tylko nieliczni byli w stanie wytrwać do końca. Tylko armia zaciężna zarządu nie miała rozkazu „rozejść się”, więc posłusznie trwała. Członkowie spółdzielni nie mają wątpliwości, że zostali odarci z podstawowych praw im przysługujących przez ludzi pozbawionych elementarnej przyzwoitości.

(g)