Kompromitacja!

kompromitacja

Pieczątka organu Rady Nadzorczej wykorzystana bez należytego szacunku
kompromitacja

Miała dać ludziom ukojenie, a zszargała im nerwy… Fot. tg

Na terenie naszego osiedla od czasu do czasu ukazuje się „Morena”, bezpłatna prasa dzielnicowa. Ostatnio zginęło z tytułu słowo GAZETA. Więc cóż to jest?” – zastanawiają się członkowie Rady Nadzorczej LWSM Morena, którzy zajęli się odtąd… pisaniem ulotek. Pierwsza, z informacją, że gazeta kłamie, a „wasze sprawy są w dobrych rękach” Rady Nadzorczej już trafiła do państwa mieszkań.
Powody do tej nowo mody są trzy zasadnicze. Muszą poinformować mieszkańców, że na osiedlu jest zagrażająca im bezpłatna prasa „dążąca do podziałów i zamętu, że bezpłatna gazeta „interes się kręci” i że „Wasze sprawy są w dobrych rekach” Rady Nadzorczej, która „dla dobra członków spółdzielni w swojej pracy kieruje się przepisami prawa”
Oto czym się zajęła Rada Nadzorcza, opłacana z kieszeni mieszkańców. Ulotka, z której macie się państwo dowiedzieć, że gazeta pisze nieprawdę, a osoby wypowiadające się na jej łamach (przytoczone są ich imiona i nazwiska) zostały przez dziennikarza „naiwnie wykorzystane”. Tymczasem osoby te zapytane o komentarz, mówią o manipulacji rady, bo żadna z osób nie czuła się zniewolona, gdy wypowiadała się dla gazety. Szerzej o ich reakcji na ulotkę w artykule pt. „Rada całkowicie się ośmieszyła”…
Ulotka z informacjami z rady, zamiast ucieszyć mieszkańców, podenerwowała ich. W redakcji rozdzwoniły się telefony, odebraliśmy wiele emaili. Nie będziemy ich cytować, aby rada (poza trzema członkami, którzy ulotki swoim podpisem nie firmowali) w swojej obsesji znów nie nazwała mieszkańców korzystających ze zdobyczy demokracji naiwniakami, judzicielami, nieświadomymi bojownikami, plotkarzami, kłamcami którzy dali się dziennikarzowi „naiwnie wykorzystać”.
– Myślałam, że to żart, dowcip, ale widzę, że nie – oburzyła się mieszkanka Moreny, jedna z wielu, którzy krytykują nowo modę rady i domagają się w tej sprawie wyjaśnień od zarządu spółdzielni. – Gazeta przeszkodziła radzie w zrealizowaniu swoich pokus. Wiernie zacytowała wypowiedź przewodniczącego rady, Jana Woźniaka, który w swojej wizji działania nowej rady mówił o pomyśle na laptopy dla radnych z oprogramowaniem i drukarką. Nie krył też swojego apetytu na wyższe diety dla Rady Nadzorczej. Teraz z ulotki, którą rada rozesłała do mieszkańców, dowiecie się państwo, że przewodniczący „nigdy nie występował o zakup laptopów, drukarek czy telefonów dla każdego członka rady”. Prawda. Nie występował, bo ujawnienie przez gazetę jego pokus i zachcianek zmiażdżyło sprawę w samym zarodku. I o zakup wystąpić nie zdążył. Jego wypowiedzi nie da się przecież zmienić na inną, inaczej jej zinterpretować, niech się ten pan nie kompromituje! A jeśli plotąc takie głupstwa na myśli miał co innego, to znaczy, że nie nadaje się do pełnienia tej funkcji. Już w starożytności Klaudiusz, cesarz rzymski, podpowiadał: „Nie zawsze mów, co wiesz, ale zawsze wiedz, co mówisz”. Jeśli ma z tym problem pan Woźniak, a reszta rady zapadła w niepamięć, to w moim odczuciu jest to kompromitacja rady, ponieważ oczekiwałabym od niej przede wszystkim uczciwości, przejrzystości podejmowanych działań, a nie odwracania kota ogonem i zwalania na złe zrozumienie jego intencji.
Gdybyście zechcieli państwo ponownie skrytykować wypowiedzi poszczególnych członków rady, to wpierw dobrze się zastanówcie. Ponieważ rada informuje w ulotce, że takie wypowiedzi, która padają na opłacanych przez mieszkańców spółdzielni obradach rady są ich prywatnymi opiniami, do których mają prawo. Krytyce możecie państwo poddawać dopiero uchwalone przez radę prawo. Fajne prawda? Ileż trzeba było się wysilić, żeby wpaść na tak idiotyczny pomysł.
Członkowie rady, jak zauważyli odbiorcy ulotek, nie mieli odwagi podpisać się pod treścią. Przystawiono tylko pieczątkę rady. Najtęższe umysły z Moreny nie potrafią zrozumieć, jak to możliwe, aby pieczątka takiego organu została przystawiona na tak rynsztokowej treści, opluwającej „bezpłatną gazetę” i mieszkańców Moreny, którym jak za komuny próbuje zakneblować się usta.
– Przeczytałem ulotkę i osłupiałem – mówi mieszkaniec Moreny. – Bodaj w najmroczniejszych dziejach LWSM Morena organ Rady Nadzorczej nie splamił pieczątką swojej godności na takiej plugawej, obrażającej mieszkańców, treści. To coś w rodzaju nie tylko ośmieszenia i kompromitacji tego organu, ale przede wszystkim zbezczeszczenia pieczęci, instrumentalnego wykorzystania pieczątki organu władzy do odwetów za zła prasę i natrętnych mieszkańców. Panu Woźniakowi z ósemką coś się pomyliło. Kto dał mu prawo do dyskredytowania pozostających w opozycji do poczynań tej władzy mieszkańców? Jak śmie pisać o nich, że nie mobilizują mieszkańców do poprawy bytowania, lepszej organizacji czy dbania o majątek spółdzielni. Mają w tym względzie więcej zasług, niż on. I to dzięki tym osobom pilnowane są mienie spółdzielni i racjonalność wydatkowania pieniędzy członków. Wyjścia widzę dwa: albo doprowadzamy do zwołania nadzwyczajnego Walnego Zebrania w celu odwołania poszczególnych członków rady, albo czekamy na wyrok Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, który jeśli utrzyma w mocy ten pierwszej instancji, sprawi że ta rada przestanie istnieć. Poza sporem jest, że czy to dotyczy zwolenników, czy przeciwników zarządu, rady, nie może być przyzwolenia na opluwanie i poniżanie nas, mieszkańców.
Z naszych źródeł wynika, że oryginał znajdujący się w aktach rady, podpisało 9 członków rady. Wśród nich osoby, które nas tym samym zaskoczyły – m.in. Bogusław Heger, który za czasów swojej wiceprezesury na Morenie zyskiwał nasze uznanie, wsparcie i niejednokrotnie pomoc. Jest też podpis jednego z naszych „sympatyków”, odwiecznego niespełnionego marzyciela na wkręcenie zarządowi spółdzielni swojego biznesplanu.
Odwagą, ale też zwyczajną konsekwencją zważywszy na kompetencje organu w którym zasiadają, wykazali się : Mirosława Grzybowska, Daniela Szynszecka i Ryszard Musiał, którzy odmówili podpisania się pod treścią ulotki. Dodajmy, że to właśnie Mirosława Grzybowska tuż po wystąpieniu Jana Woźniaka z pomysłem na laptopy i wyższe diety zdecydowanie sprzeciwiła się.
Mieszkańcy oczekują teraz od zarządu spółdzielni, któremu rada zgotowała ten los, aby udzielił wyjaśnień, na czyje polecenie zarząd wydrukował ulotkę i umieścił ją na stronie internetowej? Czy została podjęta uchwała rady, która zobowiązywałaby zarząd do wydrukowania i rozpowszechniania ulotki? Chcą też dowiedzieć się, kto konkretnie wydał polecenie pracownikom spółdzielni do roznoszenia ulotek do skrzynek pocztowych. Zgodnie z ich wiedzą ulotkę roznosili pracownicy w godzinach pracy spółdzielni. Dlatego pytają o podstawę takiego działania także w kontekście niewłaściwie wykorzystanego czasu pracy przez pracowników, którzy musieli się zająć nie tym, co należy do obowiązków służbowych. Mieszkańcy domagają się także dokładnych wyliczeń. Pytają o koszt druku, koszt pracy wykonanej przez osoby kolportujące i ogólnie o całościowy koszt przedsięwzięcia.
(t)